Pielgrzymka do Santiago de Compostela – 9÷25 czerwca 2018

Pielgrzymka do Santiago de Compostela odbyła się od 9÷25 czerwca br. zorganizowana przez Bractwo św Jakuba, pod patronatem ks.kan.Stanisława Majewskiego. Pielgrzymowali W.Lemanski, L.Baranowska, A.Fiedorowicz i ja, brat Józef piszący te wspomnienia.
W przeddzień wyjazdu spakowani, po licznych treningach rowerowych, przygotowani do pielgrzymki. Rankiem msza święta w Bazylice, konc. ks.Stanisław modli się w naszej intencji, później błogosławieństwo na drogę /na camino de Santiago / i w drogę. Myślę intensywnie, czy wszystko jest w ładunku, żywność, woda, paliwo i zabezpieczenie tech. i medyczne, rowery oraz ta niepewności, czy damy radę. Zdaję się na świętego Jakuba naszego patrona oraz św. Krzysztofa, nie zapominam o moim patronie św Józefie. Czemu wątpię „człowieku małej wiary „przecież, przy takim wsparciu modlitewnym i duchowym, wszystko mogę za zgodą Pana Naszego Jezusa Chrystusa.
Jedziemy. Bus z przyczepą trzyma się dobrze, samopoczucie super, atmosfera także, gorąco 35 C. Pierwszy nocleg Zgorzelec, kąpiel, obiadokolacja, wszystko sami. Rano wyjazd. Niemcy autostrady, jakby nieco lżej, postoje, kawa lekkie wzmocnienie ciała i ducha i dalej w drogę. Kilometry uciekają a do Santiago jeszcze ze 3500 km. Drugi nocleg już pod namiotami, jest okej, trochę twardo, chłodno i głośno, tak ma być, ” Camino ma boleć „, zmęczenie, cierpienie i pot na chwałę Boga. Drezno, Chemnitz, Ulm, Basel i już Francja Besankon, Lyon, Le Puy. Jedziemy do celu z naszymi intencjami „za siebie, bliskich, znajomych, chorych i parafię, Ketrzyn, Polskę „. Ulewa, leje i leje, nocleg w samochodzie i kolejny, jest ciężko. A kto mówił że będzie lekko, tak jak mówił Pawlak z „Samych swoich „choć weź i płacz. Tuluza, Tarbes i Lourdes – pierwszy cel osiągnięty, postój trudny do namierzenia. Podtopienia, wylała rzeka Gave de Pau, zalana w części Grota Massabielska w której ukazała się Maryja Bernadecie, nie dane było nam ujrzeć naszą Matkę. To jednak w modlitwie i prośbami do Matki Bożej otrzymaliśmy o wiele więcej. Witek, Lodzia i Andrzej nie mogą uwierzyć, że są u Matki Bożej, są niezwykle zachwyceni przepięknym obliczem i urodą Lourdes, ja także. Nocleg w namiotach, po rozmowach z pracownikiem stacji Gosolino w bliskiej okolicy, przed Saint Jean Pied de Port we Francji. Kolejnego dnia po spartańskiej toalecie, śniadanie i dalej w drogę. W Saint JPD Port odbiór paszportów pielgrzymich tzw „Credencial del Peregrino” i na rowery. Lodzia z Andrzejem wyposażeni, rowery skręcone, napoje, batony, bakalie i jazda, niestety po przejechaniu ok 40 ÷50 km coś się dzieje, telefon do mnie, pilne wracaj Józek, potrzebna pomoc. Wypadek, awaria, rzecz nie przewidziana, przy zjeździe rower Lodzi ulega poważnej awarii, dobrze że nic się nie stało koleżance. Tak to jest znak od św Jakuba „przestrzega przed zagrożeniami ” trzeba tylko czytać. Decyzja krótka, dalszą część pielgrzymki kontynuujemy samochodem. Iran, San Sebastian, Bilbao, Santander – więcej czasu na zwiedzanie zabytków, podziwiania przyrody, miejsc urokliwych, przepięknych krajobrazów, wytworów Boga.
Morze Kanaryjskie, Oviedo, Ribadeo i już tylko niespełna 500 km do Santiago de Compostela. Pomysł kolejny, jeżeli nie udało się rowerami dojechać do celu naszej pielgrzymki, to może przynajmniej ostatnie 30 kilka km przebyć pieszo, poczuć smak camino. Ja samochód i cała logistyka, oni w trójkę pieszo z francuska „a’pied”. Czekam i czekam na placu przed Katedrą w Santiago, wreszcie docierają, zmęczeni, ale szczęśliwi. ” Jakubie, Jakubie, jesteśmy przed Twoim obliczem. Buen Camino”. Wreszcie cel, szczęście wielkie, zmęczeni, ale spełnieni, Katedra piękna, wyniosła, ja w stroju jakubowym, Lodzia i Andrzej z Witkiem w koszulkach z orłem i napisem Polska, przejście do Jakuba, objęcie go za szyję i kilka próśb do Apostoła, za chwilę krótka zaduma i modlitwa przy relikwiach świętego patrona Naszego Bractwa. Godzina 12.00 misa de peregrino, przepiękna, podniosła, nie zapomniana, koncelebra padre arcybiskup Julian Barrio Barrio, słowo Boże i błogosławieństwo. Zwieńczeniem mszy świętej uruchomienie przepięknej kadzielnicy botafumeiro, przeżycie niesamowite, aplauz, oklaski, coś wspaniałego. W ogromnej zadumie, z bagażem łask, szczęśliwi wracamy na Monte de Gozo. To polskie schronisko „albergue „z polskim księdzem i piękną kaplicą, warunki super,ł azienki, spanie i wypoczynek – tylko po 10-ciu nocach w namiocie, to za miękko, za ciepło i za cicho.
Wracamy do codzienności, wyjazd, pakowanie,śniadanie i tak dalej, później obiad i już jesteśmy na Cabo de Fisterra, przylądek, jak głosi legenda dotarł tu św Jakub. Zbieranie muszli jakubowych, kąpiel w Atlantyku i modlitwa za szczęśliwy powrót do domu – adios camino de Santiago. Przed nami 4 500 km drogi do Polski. Po 50ciu dniach przejazdu powróciliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi.

Bookmark the permalink.

Comments are closed.